Zdrowe Podejście

Jest juz z Nami... mowilam, ze napisze juz jak bedzie po wszystkim. Czy bylo ciezko? Czy bylo warto? Czy bolalo? Na wszystkie pytania jest tylko jedna odpowiedz TAK!!! Zapominasz o calym bolu jak tylko widzisz ta istotke, czujesz jej bicie serca i patrzysz jej w slepka jak zakochana nastolatka. Czy chcecie znac szczegoly? Mysle, ze nie. 

Pamietacie ja pisalam 18 wrzesnia, ze jest dniem mojego porodu? Otoz tego samego dnia wyruszylam w dluga podroz aby odkryc zakatki macierzyństwa. Skurcze mnie dopadly popoludniu i nie odpuscily do porodu, czyli dnia 20 wrzesnia. Tak maleństwo przyszlo dwa dni po terminie. Jak najbardziej moje podejście do calego przebiegu wydarzen bylo zdrowe do czasu kiedy wszystko przybrało na sile... wiedziałam, czułam, ze cos jest nie tak, ze maleństwo chce wyjsc a nie moze. Pierwsza zasada - badz soba, nie czytaj forum, nie czytaj ksiazek - przeowdnikow, gazet i czasopism o idealnym porodzie i przebiegu ciazy. Każda z Nas jest inna, każda inaczej to przechodzi. Moj porod nie nalezal do krotkich. Skurcze zaczely sie 18/09 w poludnie, w nocy bylismy w szpitalu ale poniewaz nie bylo ani rozwarcia ani wody, ktora miala sie rozlac niczym woda z wiadra. Przetrzymali kilka godzin i wrocilismy do domu ze skurczami co 5 minut... bylo okropnie, chodzilam na czworaka do toalety. Ale poszlam jeszcze na wizyte do poloznej, ktora byla zbulwersowana przebiegiem calej mojej ciazy i brakiem ostatnich badan. Miala racje... wieczor nadszedl a ja juz byla w apogeum boli porodowych. Zawiezlismy moja siostrzenice do Naszych cudownych znajomych i wkroczylismy w strefe porodowego seansu. Zanim mnie zabrali na sale spedzilam kilkanscie godzin w srod relaksujacych skurczy juz co 3 minuty z podlaczonym sprzetem do mierzenia cisnienia - malenstwa cisnienie skakalo strasznie, raz za niskie raz za wysokie. Wiedzialam, ze jest cos nie tak - instynktownie probowalam zwerbowac moje cialo do walki z bolem i myslami, ktore nie odpuszczaly... zakotwiczyly sie w mojej glowie jak stara lajba na mieliźnie. Stalo sie... jedziemy na sale. Malenstwu cisnienie skacze, rozwarcia brak a dzidzia chce juz Nas przywitac na tym swiecie. Decyzja zapadla - porod indukcyjny. 

''Indukcja porodu (wywoływanie porodu czyli wzniecanie czynności skurczowej macicy za pomocą sztucznych środków) była stosowana już w starożytności. Kobietom, które donosiły ciążę, a wciąż nie mogły doczekać się dzidziusia, zalecano m.in. seks. Wywoływał on nie tylko pożądane skurcze (podczas pieszczot wydzielana jest oksytocyna, hormon niezbędny do kurczenia się mięśnia macicy), ale również przyspieszał – dzięki substancjom zawartym w nasieniu – rozwieranie się szyjki macicy. Dopiero na początku XX wieku odkryto rolę oksytocyny w akcji porodowej. A rolę prostaglandyn, zawartych w męskiej spermie, na które szyjka uwrażliwia się po 38. tygodniu ciąży – jeszcze później. Dziś potrafimy pozyskiwać te związki w optymalnej ilości, składzie chemicznym i stężeniu w warunkach laboratoryjnych. Umożliwia to stosowanie oksytocyny i prostaglandyn na sali porodowej. Z ich pomocą przeprowadza się skuteczne indukcje także przed planowanym terminem porodu, gdy wcześniejsze rozwiązanie ciąży jest konieczne dla zdrowia matki lub dziecka.''

Zanim jednak do tego doszło czekała mnie proba jaka pokonac z podniesionym czolem musiałam bo chciałam. Bylo juz nad ranem 20 wrzesnia kiedy decyzja zapadla. Jednak zanim podjeto kroki ku temu przedsiewzieciu jedna z poloznych powiedziala - teraz masz czas na znieczulenie - tylko, ze ja nie chce! Dam rade! Moze i dalabym gdyby nie fakt, ze malenstwo naprawde cierpialo - byla zle ulozona do kanalu rodnego twarza w dol. Przekrecili mnie na lewa strone, wkluli sie w moje obrzmiale od zespolu ciesni nadgarstka dlonie, podali epidural, ktory fatalnie zadzialal tylko na lewa strone a cala prawa czulam. Czulam posladek i polowiczne skurcze, kurczace sie nogi i nadchodzace kolejno skurcze. Przebili pecherz, wody poszly i czekamy dalej - ja w pozycji na lewej stronie z reka prawa w gorze i opaska na niej bo bol promieniujacy od ramienia nei dawal zyc. Lewa reka cala poklota, z zylami popękanymi i zasiniaczona. Godz 14:15 polozna zakomunikowała, ze jest rozwarcie na 10 cm i zaczynamy niedługo tylko czekamy na decyzje lekarza. Nie zdarzyla wypowiedziec ostatniego slowa a w pokoju zaczelo sie zbierac mase ludzi a na zewnątrz uslyszlam jakby alarm przeciwpożarowy. O matko, co sie dzieje!??? Malenstwo nam sie troszke rozespalo... niestety traciła tętno az wybila jednostka zero na monitorze. Szybka akcja, duzo ludzi. Nogi w gorze kolejna kroplowka i oto lekarka krzyczy do mnie - no to przemy - ze co? Jak to? No to parlam! Tak jak sie wydaje stolec, przec nalezy! Niecale 6 minut pozniej pojawila sie dzidzia! A ja nic nie czuje zadnego bolu i nawet nie pamietam kiedy wyparlam z siebie łożysko a tym samym kiedy podaly mi zastrzyk w udo z tegoz łożyska... pamietam za to ja, ta cudna istotka! Pamietam slodka buzie, umordowana strasznie. Ale juz była... byla z Nami! 

Pomimo, ze porod jak sami możecie wywnioskować nie należał do jakis najlżejszych to jednak najważniejsza osoba była przy mnie przez cale 21 godz. Nie wyszedł cos zjesc, nie wyszedł do domu. Czekal, byl, martwil sie i poplakal gdy widział jak bardzo cierpie. Trzymal za reke, podawal wode, karmil... byl! Dziękuje Ci kochanie! 



Komentarze

Popularne posty